top of page

Co za dużo, to niezdrowo

„Lubię ciężko pracować”. Albo: „Muszę robić więcej projektów, żeby związać koniec z końcem”. Nieraz słyszymy takie lub podobne stwierdzenia podczas spotkań z kluczowymi osobami w startupach wywodzących się z uczelni. To odpowiedzi na pytanie, czy są zaangażowani w inne projekty. Czemu to dla nas jest tak ważne? Już tłumaczę.

Brak pełnej koncentracji na wyłącznie jednej rzeczy dla inwestorów jest czerwoną flagą, gdyż jednym z kluczowych czynników sukcesu jest – no właśnie – zaangażowanie. A tutaj okazuje się, że kilkanaście nie jest niczym nadzwyczajnym. Patrząc na pensje, jest to warte pochwały, bowiem stanowi wyraz ambicji. Czy da się jednak pogodzić takie podejście ze startupową pogonią za klientem, nastawieniem na „dowożenie” i szybkim wprowadzaniem zmian?


Obłożenie pracą wśród naukowców może być ogromne. Zwłaszcza w środowisku akademickim, gdzie konieczne jest pozyskiwanie różnych grantów i doprowadzenie do ich szczęśliwego zakończenia (czytaj: rozliczenia). Gdzie widzę podobną tendencję? W sektorze IT. Utalentowany programista realizujący kilka projektów równolegle nie jest niczym nietypowym. Z kolei nauczyciel w szkole prowadzi zajęcia w kilku różnych klasach. Spójrzmy więc na problem zaczynając z wysokiego c, a następnie zejdziemy nieco niżej.


Elon Musk – dla niektórych ucieleśnienie sukcesu i geniusz, a według innych ekscentryczny farciarz. To bez znaczenia. Tak czy siak to człowiek, który odniósł ogromny sukces finansowy i ma siłę, aby kształtować naszą rzeczywistość. Tesla, SpaceX, Neuralink and The Boring Company, xAI to kluczowe z projektów, w które jest zaangażowany. Dlaczego więc polscy naukowcy nie mogą funkcjonować analogicznie, skoro mają chęć i siłę? Otóż mogą, a nawet powinni!


Co jednak Musk miał na starcie, czego może im brakować? Niewiele, na dobry początek wystarczy track record (historia sukcesów) i… 22 miliony dolarów ze sprzedaży pierwszego startupu (Zip2). A później skuteczne wyjście z drugiego (PayPal) przy wycenie USD 1,5 mld. Tylko tyle i aż tyle. Rzecz jasna, to nie powstrzymuje inwestorów przed krytyką i podnoszeniem obaw, że dość frywolnie żongluje najcenniejszymi zasobami: utalentowanymi pracownikami[1]. A to przesunie ich do Twittera, gdy okazało się, że musi kupić platformę, chociaż usilnie próbował się z tego wycofać. A to do innej spółki zajmującej się rozwojem sztucznej inteligencji, czyli xAI.


Tylko co o tym mają myśleć inwestorzy np. w Tesli? Czy zabieranie im utalentowanych ludzi, mniejsze zaangażowanie założyciela jest fair? Dość niejasne tłumaczenie, że pomoże to rozwinąć moduły sztucznej inteligencji, jest raczej na siłę dopasowaną wymówką. A akcjonariusze, jak to mają w zwyczaju, głosują portfelami. Amerykański indeks giełdowy grupujący spółki technologiczne NASDAQ zyskał w tym roku niecałe 20%, a kurs akcji Tesla spadł w tym czasie o 13%. Gdyby skupił się na jednym, dwóch podmiotach, może byłby dużo dalej?


Z drugiej strony, czy polskie fundusze, będąc w gorszej pozycji niż ich globalne odpowiedniki, takie jak Tiger Global Management czy Sequoia Capital kolekcjonujące jednorożce, mają prawo wymagać tak wiele? Może obie strony powinny nieco poluzować wymagania i po prostu robić inwestycje? Czyli tzw. spray and pray, a więc inwestujemy w jak największą liczbę podmiotów, licząc, że któryś z nich jakoś tam wyjdzie. Niestety, fundusze stają przed dużym wyzwaniem związanym z pozyskiwaniem kapitału (tzw. fundraising). Inwestorzy widzą wyższe ryzyko związane z lokowaniem pieniędzy w naszym regionie...


Polityka, geopolityka, skomplikowany system podatkowy, procesy sądowe trwające latami – powodów jest całe mnóstwo. Dodajmy wysokie stopy procentowe, a co za nimi idzie, całkiem niezłą rentowność chociażby obligacji. Do tego trudno jest budować lokalnie zespoły mogące podbijać świat. Bo jak ściągnąć ludzi z ekstraklasy? Jest tego trochę. Nie mamy łatwo. A teraz wróćmy do tematu.



Czy zaangażowanie w wiele projektów pomaga? Z punktu widzenia naukowca – tak. Nie stawia wszystkiego na jedną kartę. Dywersyfikuje źródła przychodów. Z punktu widzenia finansów osobistych, racjonalne może być samo prowadzenie projektów, a niekoniecznie ich urynkowienie, stworzenie produktów z sukcesem komercjalizacyjnym. Jest to akceptowalne, póki nie sięgamy po zewnętrzne, „rynkowe” środki. Choć sposób pracy uczelni w tym zakresie ostatnio poddawany jest krytyce, gdy celem nauki nie jest odkrywanie i rozwój, a pozyskiwanie kolejnych dotacji[2].


Gdy jednak pojawiają się inwestorzy, wygląda to tak, jakby założyciel mówił im: „Macie tutaj 10 pudełek. Wybierzcie któreś i zobaczcie, czy wygraliście”. Zgodzilibyście się na taki układ? Do tego dochodzi limit czasu. Doba ma 24 godziny i ciągle nie chce mieć więcej. Dlatego, mając np. godzinę na projekt, może dwie dziennie, w najlepszym wypadku prześlizgnie się przez kluczowe tematy, nie wchodząc głęboko w procesy i problemy. Coś tam zrobi, wypchnie, napisze. Ale czy będzie miał czas, aby przez kilka godzin pomyśleć o rynku? Sprawdzić, co robią konkurenci? Pobyć z potencjalnymi klientami? Raczej nie.


Zaangażowanie jest kluczowe. Jak wspomniałem powyżej, startujemy z gorszej pozycji niż przedsiębiorcy i inwestorzy w Stanach Zjednoczonych. Tym bardziej musimy dołożyć starań, aby tę lukę przeskoczyć. Programy wspierające fundusze, jak te organizowane przez PFR, na pewno pomogły i pomagają zrobić pierwszy krok. Wielu przedsiębiorców podejmie pierwszą lub kolejną próbę postawienia swojego biznesu. Ilu wśród nich będzie naukowców? Ilu podejmie ryzyko?


W zależności od podjętej decyzji istotna będzie rola naukowca i samej uczelni. Jeśli naukowiec nie chce przekierować swojej kariery w tory biznesowe, to czy uda mu się stworzyć zespół, któremu odda pełną władzę i udziały, samemu schodząc na małych kilka procent? A do tego będzie dalej wspierał zespół w roli konsultanta? Rola uczelni sprowadza się do zapewnienia optymalnego poziomu bezpieczeństwa dla naukowca-przedsiębiorcy. Oznacza to umożliwienie mu płynnego powrotu do struktur uczelni (koordynatora projektów grantowych lub wykładowcy).


Bez spełnienia tych dwóch warunków będzie niewątpliwie trudniej, a projektów mających szansę na komercjalizację będzie mniej. Startupy zaś będą wyłącznie dla najodważniejszych, czyli dla skromnej garstki zdobywców.


Karol Matczak Prezes Zarządu WUTIF


[1] Musk Uses Business Empire To Boost His AI Bet The Wall Street Journal 12.08.2024

[2] Nauka. Lubimy, choć nie rozumiemy Dziennik Gazeta Prawna Magazyn na weekend, 12-14.04.2024

Comentarios


bottom of page