top of page

Akademickie VC ma sens

To, że uczelnie techniczne i uniwersytety były i są naturalnym miejscem innowacji, wydaje się faktem niebudzącym kontrowersji. Przykłady odkryć, które zmieniały świat, można mnożyć, a ostatnie lata przyniosły tego dobitne dowody (pierwsza szczepionka na COVID-19 powstała przy użyciu technologii opracowanej na Uniwersytecie Oxfordzkim). Niemniej w powszechnej opinii odkrycia, które rodzą się w środowisku naukowym, bardzo często lądują do szuflady. W najlepszym wypadku są komercyjnie wykorzystywane przez firmy, z pominięciem zarówno samych naukowców, jak i uczelni.


Wyobraźmy sobie jednak inny model. W ośrodku naukowym powstaje innowacja, jest umiejętnie rozwijana i akcelerowana, staje się przedmiotem inwestycji przez fundusz związany z uczelnią, a następnie zostaje skomercjalizowana, a badacze i ich alma mater odnoszą wymierne korzyści. Teoria niemająca wiele wspólnego z rzeczywistością? Nic bardziej mylnego. Taki sposób działania na wiodących uczelniach na świecie obserwujemy już od ponad 40 lat.


Historia, którą chciałbym się dzisiaj podzielić, zaczyna się w latach 80. ubiegłego wieku w Chicago. Tamtejszy uniwersytet był szanowaną instytucją, znaną z wysokiego poziomu badań naukowych. Brakowało tam jednak zorganizowanego transferu technologii, głównie z powodu podejścia kadry do działalności biznesowej, skupionego na czystej nauce i faworyzującego ją. Nie pomagały też regulacje (a właściwie ich brak), które niedostatecznie chroniły własność intelektualną powstającą na uczelni. Jednym z lepszych przykładów ilustrujących ten problem jest historia jednego z najbardziej przełomowych odkryć dokonanych na tamtejszym uniwersytecie. Jeden z naukowców, Eugene Goldwasser, odkrył, a następnie wytworzył lek stymulujący produkcję czerwonych krwinek – erytropoetynę. W dzisiejszych czasach stanowi ratunek dla dziesiątek milionów pacjentów z przewlekłymi chorobami nerek czy anemią. Ale – podobnie jak inne odkrycia w tamtym czasie – EPO nie zostało objęte żadną, choćby najmniejszą, ochroną. Lek trafił do domeny publicznej, a Amgen Inc. (jeden z gigantów biofarmaceutycznych naszych czasów) skopiował, a następnie skomercjalizował odkrycie, tworząc z niego biznes. I to nie byle jaki, bo od 1988 r. przyniósł firmie Amgen ponad $100 mld przychodów. Jak nietrudno się domyślić, ani uniwersytet, ani Eugene Goldwasser z tej potężnej sumy nie dostali nawet centa.


W rezultacie na Uniwersytecie Chicagowskim zaczęto zastanawiać się, jak rozwiązać ten problem. Wkrótce powstał pomysł, żeby uruchomić fundusz, który inwestowałby środki w lokalne odkrycia. Jego początki bynajmniej nie były łatwe, gdyż nikt nigdy przedtem nie działał w takiej formule. Ale dzięki determinacji założycieli finalnie udało się zebrać $4,5 mln od prywatnych inwestorów, drugie tyle dołożył uniwersytet i rozpoczęto działalność. Z niezłym skutkiem. Choć kilka spółek okazało się zupełnie nietrafionych, inne przyniosły na tyle dobre wyniki, że ostatecznie fundusz pozwolił inwestorom solidnie zarobić. Ale – co chyba ważniejsze – pokazał, że taki model może zadziałać.


Praktyka akademickich venture capital zyskała na popularności, inspirując inne uczelnie do aktywnego uczestnictwa w tym środowisku. W ślad za Uniwersytetem w Chicago poszły inne amerykańskie uczelnie, a prawdziwy rozkwit zaobserwowaliśmy na początku XXI w. na Wyspach Brytyjskich. Dziś fundusze przy takich uniwersytetach jak Oksford, Cambridge, Imperial College of London czy w Edynburgu gromadzą miliony funtów, tysiące projektów i osób, a spółki, w które inwestują, nierzadko stawiają czoła najważniejszym problemom ludzkości. Co jednak ważne, tego typu działalność nie ograniczyła się do krajów anglosaskich. Przykładowo w 2000 r. powstał PreSeed Ventures przy Duńskim Uniwersytecie Technicznym. Do dzisiaj zainwestował w ponad 200 spółek, a z ponad 60 wyszedł już z sukcesem. Za naszą zachodnią granicą też możemy znaleźć kilka prężnie działających funduszy, takich jak chociażby UVC Partners przy Uniwersytecie Technicznym w Monachium, który działa od 13 lat i ma na swoim koncie mnóstwo sukcesów. Pod względem aktywności nie ustępują im fundusze spoza UE, choćby przy Politechnice Federalnej w Zurychu w Szwajcarii albo norweski SINTEF. Pojawiły się też fundusze, które do współpracy angażują zespoły z różnych uczelni, jak np. Creator Fund, którego założyciela Jamie’ego gościliśmy na WUTIF-owej inauguracji.


Fundusze przy uczelniach często starają się – mówiąc nieco górnolotnie – adresować największe wyzwania, przed którymi stoi ludzkość. Jednym z ciekawszych przykładów takiej działalności jest założony przez MIT fundusz The Engine. Skupia się on na inwestycjach w „twarde” technologie (tough tech), czyli takie, które mają potencjał rozwiązać najpoważniejsze problemy w takich obszarach jak zdrowie, energia czy infrastruktura. Inwestując w przedsięwzięcia, które wymagają długiego czasu rozwoju i znacznych nakładów kapitałowych, The Engine nie tylko oferuje finansowanie, lecz także dostęp do niezbędnej infrastruktury, sieci ekspertów i wsparcie operacyjne, umożliwiając tym samym realizację projektów o wysokim stopniu złożoności. Najlepszym przykładem skomplikowania niektórych z nich jest jedna z jego spółek portfelowych: Commonwealth Fusion Systems. Ta amerykańska firma pracuje nad fuzją termojądrową – nadzieją na wysoce efektywny i nieemisyjny sposób pozyskiwania energii. Historia tej spółki pokazuje też, jak ważną rolę odegrał fundusz przy finansowaniu jej działalności. Jako jeden z pierwszych funduszy venture capital zainwestował w spółkę pierwsze środki już w 2018 r. Zweryfikował i uwiarygodnił tym samym jej technologię, zespół oraz potencjał biznesowy, a przez kolejnych kilkanaście miesięcy aktywnie wspierał zespół w realizacji kolejnych kamieni milowych. W kolejnych rundach finansowania, Series A w 2020 r. oraz Series B w 2021 r., uczestniczyli już tacy giganci jak Google, Tiger Global Management, Soros Fund Management czy miliarderzy, wśród nich Bill Gates. Ponadto The Engine był również inwestorem na późniejszych etapach rozwoju spółki.


Dziś fundusze VC przy uczelniach wyższych odgrywają istotną rolę. Są mostem spinającym akademicką teorię z rynkową praktyką. Przekształcają marzenia wizjonerów i przedsiębiorców w realne produkty i usługi, które odpowiadają na autentyczne potrzeby społeczne i gospodarcze. Wspierając przedsiębiorczość na uczelniach, te fundusze nie tylko przyczyniają się do wzrostu gospodarczego, ale także kształtują nową generację liderów nauki i biznesu, zdolnych do innowacji i adaptacji w szybko zmieniającym się świecie.


W miarę, jak coraz więcej uczelni dookoła globu dostrzega wartość i potencjał komercjalizacji badań naukowych, możemy spodziewać się wzrostu liczby i zasięgu takich funduszy jak nasz. Politechnika Warszawska, z własnym funduszem venture capital, dołącza do globalnej inicjatywy, stając się częścią międzynarodowej sieci wspierającej innowacje i przedsiębiorczość.


Jakub Wojciechowski

Dyrektor Inwestycyjny WUTIF

bottom of page