top of page

Rozważania venture kapitalisty cz. 1

Przypominam sobie rozmowę z synem sprzed kilku miesięcy. Odprowadzałem go do szkoły, gdy zaskoczył mnie pytaniem „tato, ile zarabiasz?”. To jedno z tych pytań „a skąd biorą się dzieci?” albo o istnienie Świętego Mikołaja. Odpowiedziałem, że „tyle, ile potrzebujemy jako rodzina”. Czy to ucięło dyskusję? Ależ skądże!


Mój unik na nic się zdał, ponieważ po nim nastąpiła cała seria ciosów w postaci nieustępliwych pytań. A te sprowadzały się do konkretnego i precyzyjnego „ile”. W branży finansowej jest podobnie. Wiedza musi być dokładna, a fakty precyzyjne. Pamiętam, jak pracowałem na rynku kapitałowym i nie było dnia, bym nie śledził wycen spółek, prognoz wzrostu PKB czy kursów walut. Przedziały ufności czy ogólne tendencje mnie nie interesowały – potrzebowałem tylko konkretnych wartości. W przypadku rozwiniętych podmiotów jest łatwiej. Mamy przepływy pieniężne, dywidendy, porównywalne przedsiębiorstwa. A jak to wygląda w świecie startupów?


Prowadziłem kiedyś panel dyskusyjny z managerami funduszy publicznych i VC. Pośród wielu ciekawych rzeczy, o których mówili paneliści, ta jedna pasuje w tej sytuacji szczególnie. Jej autorem jest mój kolega Dawid Czopek:

„Podczas spotkania z zarządem czy founder(k)ami patrzy się im głęboko w oczy i podejmuje decyzję, czy im zaufać czy nie. Wszak nie jesteśmy w stanie zweryfikować wszystkiego. Zwłaszcza cech miękkich, jeśli nie mają odpowiedniego track recordu. Czy rzeczywiście są pracowici? Czy poświęcą się w 200% projektowi? Co się stanie, gdy pojawią się pierwsze problemy?”


Wróćmy teraz do naszego „ile”. Ile właściwie wart jest startup? Moim zdaniem… nic. Zero. Niedawno rozmawiałem ze startupem, w którym zarządzający funduszem przejął działalność operacyjną, a jego założyciel odszedł. Chciał jak najszybciej znaleźć zastępcę, co mu się nie udało. Zwłaszcza że zaangażowanie, jakie wykazuje CEO „z rekrutacji”, a nie związany z organizacją od zawsze, jest wątpliwe. Efekt? Domyślcie się. Z drugiej strony niedawno w innym scale-upie założycielce udało się pozyskać inwestora branżowego mocno „hands on”, który przelał pieniądze dosłownie „na słowo”. Dlaczego? Jak stwierdził, „bez zaufania to i tak nic z tego nie będzie, a wycena nie ma dla niego znaczenia”. Zależało mu na jednym – by kluczowe osoby pozostały zmotywowane. Dlatego pomimo trudnej sytuacji spółki (mógł dla siebie wywalczyć naprawdę dużo) zadowolił się kilkunastoma procentami za gotówkę i wkład pracy oraz kontakty.


Jaki jest wspólny mianownik tych dwóch przypadków? Motywacja. Dlaczego to takie ważne? Jak to się ma do unicornów czy wycen? Dokąd zaprowadziły mnie moje rozważania? Odpowiedź w następnym odcinku.


Karol Matczak

Prezes Zarządu WUTIF

Comments


bottom of page