top of page

Kto dowiezie ten pomysł?

  • naostrowska
  • 18 kwi
  • 2 minut(y) czytania

Przychodzą do nas zespoły z naprawdę solidną technologią. Przełomowe leki, nowe sensory, algorytmy AI. Wszystko brzmi imponująco – dopóki nie zaczniemy zadawać pytań o to, kto się czym zajmuje, kto podejmuje strategiczne decyzje, kto rozmawia z klientami, a kto myśli o produkcie. I wtedy okazuje się, że wiele tych spraw w ogóle nie zostało jeszcze przegadanych. Albo każdy myśli, że to zrobi ktoś inny.





Widzimy zbyt często, że zespół to nie są trzy osoby pracujące razem – tylko trzy osoby robiące swoje. Bo choć wszyscy mówią, że „inwestujemy w ludzi, nie w pomysł”, to mało kto naprawdę się nad tym zatrzymuje. A powinniśmy. W świecie deep techu nie ma silnej firmy bez silnego zespołu. Pomysł może się zmieniać – pivoty są chlebem powszednim. Ale ludzie? Jeśli są dobrzy, „zwinni” i zgrani, to doniosą ten startup tam, gdzie trzeba – niezależnie od tego, ile razy po drodze zmienią kierunek.


Z naszej perspektywy jako inwestorów, mocny zespół to taki, który się uzupełnia. Jeden zna się na technologii, drugi wie, jak ją sprzedać. Jeden zbuduje algorytm, drugi wytłumaczy klientowi, po co on w ogóle istnieje. Różnorodność kompetencji i wzajemne zaufanie – to dwa filary, które wynoszą zespół ponad przeciętność. I to zaufanie nie może być na pokaz – musi być prawdziwe, bo tylko wtedy zespół przetrwa kryzysy, niepewność, pierwsze porażki. A one będą. Zawsze są.

Są zespoły, które trzymają się swojej bańki badawczej, robiąc wszystko samemu. „Jeszcze nie teraz”, „jeszcze za wcześnie na sprzedaż”, „musimy dopracować prototyp”. A prawda jest taka, że często czekają za długo. Budowanie zespołu to nie etap B. To coś, co trzeba robić od dnia zero. Jeśli brakuje nam osoby od produktu – znajdźmy ją. Jeśli nie mamy nikogo od komercjalizacji – rozglądajmy się od razu. Każdy miesiąc opóźnienia to ryzyko, że ktoś inny wymyśli to samo i zrobi to szybciej.




Czasem widzimy slajdy „team” i tam cztery osoby – wszystkie z doktoratem, żadna nigdy nie zbudowała firmy. To nie jest problem, jeśli ci ludzie wiedzą, czego nie wiedzą, i są gotowi otoczyć się mądrzejszymi od siebie. Ale jeśli myślą, że wystarczy więcej grantów i publikacji… to już wiemy, że ta inwestycja się nie wydarzy.

W startupie liczy się prędkość uczenia. A żeby się szybko uczyć – trzeba mieć zespół, który potrafi rozmawiać, kłócić się o rzeczy istotne, podejmować decyzje i nie trzymać się kurczowo swojej działki. To nie musi być drużyna marzeń. Ale musi być to drużyna.


Warto tu wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy: wiele zespołów technologicznych bagatelizuje rolę lidera. Techniczna doskonałość nie wystarczy, jeśli nikt nie wyznacza kierunku i nie scala ludzi wokół wspólnej misji. Lider w startupie to nie tylko osoba z tytułem CEO – to ktoś, kto potrafi słuchać, przekonywać, podejmować trudne decyzje i – co najważniejsze – brać odpowiedzialność. W małych zespołach to działa jak soczewka – każdy brak kompetencji przywódczych jest natychmiast widoczny i odczuwalny.

I na koniec: świetny zespół z przeciętnym pomysłem może go poprawić i dowieźć. Świetny pomysł ze słabym zespołem – nie ma szans. Zawsze wybierzemy to pierwsze. I nie jesteśmy w tym wyjątkiem.


Jakub Wojciechowski

Dyrektor Inwestycyjny WUTIF

 
 
 

Comments


bottom of page